Trzeba przyznać, że Lawrence to jak na razie najlepszy komik, nie to co Jim Carrey, który robi z siebie idiotę. Jego wyraz twarzy jest tak żałosny, że odechciewa się oglądać film, Martin za to robi fajniejsze miny i co najważniejsze nie burackie.
o tu sie nie zgodze jest dobry bardzo dobry ale nie najlepszy jest w czołowce moich top 20 najlepszych komikow jest nawet przed w Carreyem ale nie mozna mowic ze carey jest zlym komikiem Martin Lawrence jest z całkiem innej beczki komików trudno go poruwnywac co Murphiego czy Carreya bardzie np. do Bena Stiller czy tez Adama Sandlera ,bo np. Rob Schneider rozsmiesza w calkie inny sposób .pzdr
"Trzeba przyznać, że Lawrence to jak na razie najlepszy komik, nie to co Jim Carrey, który robi z siebie idiotę"
WTF? Jim Carrey to najlepszy komik wszechczasów!!! Tak, robi z siebie idiotę i o to właśnie chodzi! Wtedy właśnie człowiek się zastanawia czy on czasem nie jest chory psychicznie albo czy prywatnie też tak się zachowuje i dzięki swojej wiarygodności jest 1 000 000 razy lepszym aktorem i komikiem niż Martin Lawrence, który przy nim jest po prostu cienkim bolkiem, a do Murphy'ego i jego zabójczego uśmiechu też mu daleko.
Najlepszy jest zdecydowanie Carrey. Jest znakomitym aktorem zarówno komediowym jak i dramatycznym. Role w "Cżłowiek z księżyca", "Ace Ventura", "Kłamca kłamca" czy "Truman Show" są po prostu genialne. Na drugim miejscu Lawrence, który również gra rewelacyjnie, tylko że jedynie w komediach (świetne kreacje w "Bad Boys 1 i 2", "Agent XXL 1 i 2", czy "Nic do stracenia"). Na końcu Murphy, który choć kiedyś grał w samych przebojach ("Gliniarz z Beverly Hills", "Złote dziecko", "48 godzin", "Książę w Nowym Jorku" czy też późniejsze "Gruby i chudszy") i wychodziło mu to bardzo dobrze, to teraz gra w samych szmirach ("Norbit", "Ja, szpieg", "Pluto Nash") i z gorszym skutkiem niż kiedyś.
"Pluto Nash" było debilne, chyba najgorszy film Eddie'ego. "Ja, szpieg" nie oglądałem, ale akurat "Norbita" oglądałem i bardzo mi się podobał. Murphy zagrał 3 zupełnie inne postacie, czy to nie dowód, że jest lepszym aktorem od Lawrence'a, który oprócz "Agenta XXL"(który nie był zachwycający) wszędzie jest tym samym kolesiem, w każdym filmie. Ja już wolę Chrisa Rocka.